Rozmawiamy z Mirosławem Maliszewskim – parlamentarzystą, prezesem Związku Sadowników RP, kandydatem do Sejmu RP VIII kadencji.
- W miniony weekend spotkaliśmy Pana w centrum Radomia, gdzie częstował Pan radomian jabłkami z własnego sadu. Ten smaczny, owocowy gest był elementem Pana kampanii wyborczej?
- Tak, ale nie tylko. Wielokrotnie byłem inicjatorem, organizatorem i uczestnikiem podobnych akcji, których celem było zachęcanie do spożywania naszych rodzimych, polskich owoców. W minioną sobotę i niedzielę przekazałem też wiele gadżetów o charakterze edukacyjnym, pokazujących zdrowotne walory owoców i zachęcających do ich codziennego spożywania. Jeśli już wspomnieliśmy o kampanii wyborczej, to muszę podkreślić, że ilekroć startowałem w wyborach do parlamentu, moja kampania zawsze miała charakter pozytywny, oparty na pokazywaniu sukcesów osiąganych w rolnictwie, sadownictwie czy warzywnictwie, bez czczych obietnic i atakowania konkurentów. Tak jest i tym razem. Kandyduję do Sejmu RP i między innymi wspomnianą akcją na radomskim deptaku chciałem pokazać, że polskie jabłko może być symbolem sukcesu gospodarczego. Sadownicy rozumieją, że tam gdzie jest zgoda, tam rodzi się sukces. Działają razem i są tego efekty. Zawalczmy wszyscy o polską żywność.
- Pozostańmy więc na chwilę przy temacie jabłek. Rosyjskie embargo trwa nadal. Przyszłość sadowników jeszcze niedawno jawiła się w ciemnych barwach. Bardzo aktywnie, jako szef Związku Sadowników i parlamentarzysta, włączył się Pan w poszukiwanie nowych rynków zbytu. Udało się?
- Nie przeczę, że było ciężko, ale nasz wysiłek przyniósł efekty. Sukcesem można nazwać fakt, że nasza obecność na rynkach azjatyckich jest już widoczna. To rynek indyjski, w niedalekiej przyszłości chiński, a z ostatniej chwili – wietnamski. Do Wietnamu polskie jabłka powinny trafić jeszcze w listopadzie br. Jesteśmy jednym z nielicznych państw, które eksportują jabłka na rynek wietnamski, z Europy jeszcze nikt nie uzyskał takiego prawa. Potencjał importowy rynku wietnamskiego na jabłka szacuje się na około 75 -100 tys. ton. Mogę stwierdzić, że kryzys, który groził sadownikom, został zażegnany. Ponadto nasze, polskie jabłko otwiera nam drogę zbytu dla innych owoców, tzw. deserowych. I tu na przykład, też Wietnamczycy, są zainteresowani naszymi malinami i borówkami.
- Czy obok sadownictwa widzi Pan inne kierunki produkcji rolniczej, które mają szansę rozwijać się na terenie ziemi radomskiej, wzmacniając jej potencjał gospodarczy?
- Oczywiście, że tak. Potężną, istniejącą już bazą jest tu wspomniane sadownictwo, ale i produkcja papryki. Osobiście widzę duże możliwości w rozwoju produkcji owoców deserowych, w tym np. malin, truskawek czy coraz popularniejszej borówki amerykańskiej. Rozwój takiej produkcji wiąże się oczywiście z kosztami inwestycyjnymi. Ale jest dziś wiele możliwości skorzystania z dofinansowania ze środków unijnych, tak przez indywidualnych rolników, jak i przez firmy czy grupy producenckie. Te ostatnie, do zakładania których namawiam rolników, mają szansę na pomoc finansową z wielu programów. Oceniam, że jeszcze dziś rozdrobnienie producentów żywności w naszym kraju jest zbyt duże. Poza tym produkowanie żywności to jedno, ale osobiście upatruję szansę na sukces w rozwoju przetwórstwa. W regionie radomskim brakuje przetwórni owoców czy warzyw. Jest tu pole do działania dla producentów papryki, wiśni itp. Budowa nawet niewielkich przetwórni pozwoliłaby producentom na sprzedaż nie tylko świeżego asortymentu, ale też i przetworzonego, estetycznie opakowanego, co znacznie podniosłoby konkurencyjność polskiej żywności na rynkach: polskim i zagranicznych. Przykładem takiego perspektywicznego myślenia i działania są np. producenci naturalnych soków, robionych na bazie jabłka. Zainteresowanym rolnikom polecam kontakt z Lokalnymi Grupami Działania, które cechuje profesjonalizm i wiedza na temat pozyskiwania i wykorzystania środków unijnych. Sam wielokrotnie organizowałem spotkania z rolnikami, przekazując im posiadaną wiedzę i prowokując dyskusje na temat innowacyjnych rozwiązań w produkcji rolniczej. Taką wiedzę można zdobywać też uczestnicząc w targach. To kosztowne uczestnictwo, ale i tu warto rozejrzeć się, z których programów pomocowych można pozyskać dofinansowanie do wyjazdu na targi.
- Wszystko po to, by….
- Polskie rolnictwo było konkurencyjne, by sukcesy gospodarcze zapisane w statystykach przenosiły się na dochody polskich rodzin. Może to zabrzmi trochę ideowo, ale dla mnie niezmiernie ważny jest patriotyzm konsumpcyjny, a konkretyzując, chodzi o to, by spożywać polską żywność, wytworzoną przez nas w poszczególnych regionach kraju, a nie importowaną. Taki kierunek działania prezentowałem dotychczas będąc parlamentarzystą i taki utrzymywać będę, jeśli zostanę wybrany do Sejmu RP VIII kadencji. Uważam też, że zawsze będzie zapotrzebowanie na różnego rodzaju usługi i tu jest „zielone światło” dla malej i średniej przedsiębiorczości. Znam liczne przykłady osób, które mając pomysł na własną działalność, np. otwarcie warsztatu samochodowego, myjni, punktu napraw sprzętu rolniczego czy świadczenia takich usług jak wycinka drzew, odśnieżanie, czyszczenie poboczy, prosperują dobrze. Rynek usług to pole do popisu dla lokalnych przedsiębiorców. A każdego roku zwiększa się też pula pieniędzy do dyspozycji Powiatowych Urzędów Pracy na tworzenie nowych miejsc pracy.
- Rozwój regionu radomskiego, skuteczne wykorzystywanie środków unijnych na rozwój produkcji rolniczej, wzmocnienie konkurencyjności polskiego rolnictwa oraz przełożenie sukcesów gospodarczych na dochody polskiej rodziny to cztery podstawowe tezy Pana obecnej kampanii wyborczej. O trzech pierwszych krótko wspomnieliśmy. Co zrobić, by czwarta z tez stała się realna?
- W Polsce jest wiele rodzin, których sytuacja materialna jest trudna. Szczególnie tam, gdzie nie ma dużych zakładów pracy. Jestem rolnikiem, sadownikiem, a więc z natury rzeczy moja działalność zawodowa i polityczna skupia się przede wszystkim na tym, co dzieje się w rolnictwie. Sytuacja, gdy z jednej strony Polska bije rekordy w sprzedaży żywności, a z drugiej producent żywca, owoców czy warzyw otrzymuje stawki, które pozwalają mu przerwać, ale nie wystarczają na inwestowanie i rozwój, to nie jest dobrze. W dalszym ciągu jest potrzeba negocjowania stawek, w tym akcyzowych - tu mamy już postęp, jeśli chodzi np. o produkcję cydru, przyjrzenia się rynkowi pośredników, sieciom handlowym wymuszającym na dostawcach niskie ceny owoców czy warzyw, a dla konsumentów często stosujących znacząco wyższe. Trudno w krótkiej rozmowie przytoczyć wszystkie dziedziny i możliwości w tym zakresie. O wielu działaniach, które tę tezę mogą urealnić, wspomniałem wcześniej. To odwaga rolników, grup producenckich w podejmowaniu decyzji o kierunkach rozwoju swojej produkcji, to wiedza o możliwościach skorzystania z funduszy unijnych są także determinantami zmiany sytuacji na lepsze. Osobiście jestem przekonany, że jest to możliwe.
- Dziękujemy za rozmowę.
"Materiał pochodzi i jest finansowany przez Komitet Wyborczy Polskie Stronnictwo Ludowe"
Skontaktuj się z autorem tekstu: cichy |