Cz. 2
Jeszcze przed wakacjami, pisałem na swoim blogu o historii, jak córka mojej koleżanki po fachu poprawiała się na „6” z angielskiego, ucząc się na pamięć regułek gramatycznych. A wszystko w renomowanej szkole i u tzw. „wymagającego” nauczyciela. Szczegóły można znaleźć pod adresem: http://humanexcellence.pl/blog,czy-jezyk-to-wiedza-czy-umiejetnosc,25
Kiedy opowiadam tą historię podczas swoich szkoleń i warsztatów dla nauczycieli i metodyków, często słyszę od nich, że niestety, ale nie zawsze łatwo jest wprowadzać nowatorskie metody nauczania w szkole. A to dlatego, że w umysłach Polaków nadal funkcjonuje pewien stereotyp tego czym jest dobra lekcja i co powinien robić dobry nauczyciel. Rodzice często zadają pytania, dlaczego na zajęciach u dzieci jest „głośno”, a w dzienniku mało ocen. Dlaczego dzieci na swoich lekcjach mają tak dużo gier i zabaw językowych, a tak mało testów i sprawdzianów. Dlaczego tak mało im się zadaje prac domowych, bo dzieciaki odrabiają wszystko w 10-15 i mówią, że to wszystko łatwe. No i w ogóle, że powinniśmy im bardziej „przykręcić śrubę”.
Ja osobiście bardzo się cieszę, kiedy rodzice zadają mi takie pytania, ponieważ uważam, że warto wiedzieć na czym polega efektywna nauka języków, i co na lekcji angielskiego, francuskiego, hiszpańskiego czy niemieckiego jest najbardziej istotne.
Co odpowiadam rodzicom?
Odpowiadam, że języka nie da się skutecznie uczyć po cichu, bo żeby uczyć się języka, trzeba przede wszystkim mówić, a kiedy się mówi, to pojawiają się decybele, a kiedy wszystkiemu towarzyszom jeszcze emocje, pojawia się więcej decybeli. Ale to oznacza ni mniej ni więcej, że w klasie jest komunikacja i że dzieciaki się uczą. A dzięki emocjom uczą się znacznie więcej i lepiej zapamiętują. Kto nie wierzy, niech sobie przypomni jakieś zdarzenie ze swojego życia, w którym nie było żadnych emocji, albo spróbuje zapomnieć te, które były przepełnione emocjami.
Na pytanie dlaczego w dzienniku jest mało ocen odpowiadam, że jak mnie rodzice uczyli mówić po polsku, to nie stawiali mi ocen, a mimo tego się nauczyłem. Kiedy zacząłem się uczyć angielskiego na prywatnych lekcjach w wieku 20 lat, mój nauczyciel nie robił nam sprawdzianów i nie stawiał ocen, a też się nauczyłem! A jak moja pani od polskiego w szkole podstawowej skrupulatnie stawiałą mi oceny za moje błędy ortograficzne w zeszycie, to do dzisiaj korzystam ze słownika. Być może to tylko zbieg okoliczności … W każdym razie dobrej strategii nauki ortografii nauczyłem się długo po skończeniu szkoły, na kursach rozwoju osobistego.
Na pytanie czemu dzieci mają tak dużo gier i zabaw w mojej szkole, odpowiadam, że w ten sposób uczą się w swoim naturalnym środowisku jakim właśnie jest zabawa. Dzięki MĄDRYM grom i zabawom językowym, uczą się na poziomie nieświadomym, dokładnie tak, jak uczyły się swojego języka, bawiąc się z rówieśnikami na podwórku, z innymi dziećmi w przedszkolu, czy rodzicami w domu. Wówczas język nie jest abstrakcyjnym celem, a środkiem do osiągnięcia realnego celu np. wygranej w grze. W ten sposób staje się automatycznie czymś naturalnym i użytecznym.
Na pytanie dlaczego dzieci mają tak mało testów, odpowiadam, że mają testy na każdej lekcji, tylko nawet nie wiedzą, że je mają. Na każdej lekcji powtarzają i utrwalają słówka i zwroty w kontekście. Reagują na polecenia w języku angielskim, wykonują różne czynności, odpowiadają na pytania i z każdą lekcją same mówią coraz więcej. Najlepszym sposobem na przetestowanie znajomości kolorów jest wskazanie na dowolną rzecz i zapytanie o jej kolor, a sprawdzeniem znajomości warzyw i owoców jest pokazanie wystawy przed warzywniakiem i zabawa w zakupy.
Na temat zadawania pracy domowej odpowiadam, że praca domowa służy dzieciom przede wszystkim do tego, aby utrzymać kontakt z językiem pomiędzy zajęciami. Skoro szybko odrabiają pracę domową , to może dlatego właśnie, że umieją? Nie sztuką jest zadać dużo pracy domowej, a później całą lekcję sprawdzać. Sztuką jest tak uczyć dzieci przez całą lekcję, aby pracy domowej mogły mieć jak najmniej.
Na temat większej liczby testów i „przykręcania śruby” odpowiadam, że moi uczniowie cały czas opowiadają mi o sprawdzianach z gramatyki i kartkówkach z „wyszukanych” słówek w szkole. Ale czy to rzeczywiście jest to właściwa metoda? Jeśli tak, to jak zatem wytłumaczyć wyniki ostatnich egzaminów CKE, które pokazały, że tylko co trzeci gimnazjalista i co piąty maturzysta zdałby swój egzamin na poziomie rozszerzonym, gdyby zastosować międzynarodowe standardy egzaminów TOEFL, Cambridge ESOL, czy PEARSON? Prawda jest taka, że wkuwane na pamięć słownictwo i mechanicznie ćwiczona gramatyka „lądują” w pamięci krótkotrwałej, a nieużywane w praktyce, w sytuacji gdzie rzeczywiście możemy je użyć, szybko umykają z pamięci …
Dlatego warto zapytać: „Co jest lepsze na lekcjach języka?”
Wkuwanie regułek gramatycznych i przerabianie ćwiczeń, czy gry, które sprawiają, że uczniowie budują zdania i używają konstrukcji gramatycznych, pod płaszczykiem współzawodnictwa?
Kartkówki z najbardziej wyszukanych słówek w czytankach z książki, czy gry na słownictwo zmuszające do użycia zwrotów i wyrażeń w praktyce?
Recytowanie wyuczonych na pamięć „mówek” czy spontaniczne reagowanie po angielsku na bieżącą sytuację w grze, po to aby, zdobyć kolejne punkty, poprawić ranking, zdobyć teren, przejść do kolejnego etapu, a jednocześnie mówić, mówić, mówić…
Prawdziwe pytanie zatem brzmi: „Czy język to wiedza? Czy umiejętność?”
Ja nadal nie mam wątpliwości…
Z pozdrowieniami
Witek Machlarz
Nauczyciel
Skontaktuj się z autorem tekstu: cichy |